Osiedle wzór Drukuj
wtorek, 20 września 2011 07:01

c.d. artykułu "Dwie drogi" z dnia 09.09.2011 r.

Ustawy i normy są jedynie aktami na papierze, dopóki nie zostaną skonfrontowane z rzeczywistością. Ich doskonałość – względnie braki – widać dopiero, mówiąc potocznie, w codziennym użytkowaniu, na konkretnych przykładach.

I taki przykład zaistniał, stając się swoistym wzorcem dla coraz liczniejszych wspólnot lokatorskich, co często podkreśla się w wielu publikacjach na ten temat. Mowa o założonej w grudniu 1921 roku Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Owa to spółdzielnia stała się pionierem zmian w spółdzielczości mieszkaniowej, tworząc pierwszy w kraju model społecznego osiedla, rzucając reformatorskie wyzwanie innym wspólnotom lokatorskim, dotąd borykającym się z rozmaitymi wewnętrznymi i zewnętrznymi przeciwnościami.

Program WSM był przejrzysty, precyzyjny i realny. Stosowano go na terenie wszystkich WSM-owskich osiedli: na Żoliborzu, Kole, Rakowcu, gdzie od roku 1926 do 1939 zbudowano 3 135 izb mieszkalnych. Jakie były główne założenia owego programu i jak je wprowadzano w życie?

Posłużmy się tu obszernym cytatem z pracy Witolda Kasperskiego Problemy spółdzielczości mieszkaniowej 1956—70, bowiem określa on w sposób wyjątkowo klarowny cele i metody działania WSM.

1. Budownictwo spółdzielcze powinno być społecznie najbardziej przydatne, przeznaczone dla robotników i innych ludzi pracy, skazanych dotychczas na wyzysk kamieniczników.
Program działania obejmował budowę tanich mieszkań w domach wielorodzinnych oraz mieszkań tzw. społecznie najpotrzebniejszych (do 3 izb), jednak wyposażonych w podstawowe urządzenia sanitarne i konieczne wygody. Przyjęto zasadę, że do każdego mieszkania powinno mieć dostęp słońce i że nie będzie się budować mieszkań w suterynach i ciemnych oficynach.

2. Za najbardziej przydatną formę uznano spółdzielcze budownictwo osiedlowe, formowane w zasadzie z domów (lub z zespołów domów) wolno stojących, ukształtowanych w kolonie mieszkaniowe. Kolonia jako najmniejsza jednostka sąsiedzka (300—400 mieszkań) posiadała własną zieleń, kwietniki, placyki i urządzenia zabawowe dla dzieci i miejsce wypoczynku dla starszych; do wnętrz kolonii nie wprowadzano pojazdów kołowych.

3. Osiedle mieszkaniowe składało się z kilku odrębnych kolonii (od 1000 do 1500 mieszkań) z "własną" szkołą, przedszkolem, klubem osiedlowym i zespołem odpowiednich usług z zakresu handlu, rzemiosła i żywienia zbiorowego.

4. Na teren osiedla nie dopuszczano handlu prywatnego, wprowadzając doń sklepy spółdzielni spożywców. Ze względu na brak uspołecznionych form rzemiosła w osiedlu mogli prowadzić swą działalność wyłącznie rzemieślnicy nie zatrudniający siły najemnej. W osiedlu żoliborskim WSM zorganizowano pierwszą pralnię spółdzielczą (z łaźnią).

5. Zarządzanie osiedlem odbywało się pod kontrolą samorządu osiedlowego. W osiedlu rozwinięto działalność społeczno-wychowawczą, obejmującą całokształt problematyki wynikającej z faktu wspólnego zamieszkiwania członków spółdzielni we wspólnych domach. Opracowano program działalności społeczno-wychowawczej, kulturalnej i opieki socjalnej. Programem tym objęto dzieci i młodzież, ludzi chorych i starych a jeśli chodzi o działalność kulturalną – wszystkich członków...".

W ciągu wielu lat swego istnienia WSM współdziałała z rozmaitymi stowarzyszeniami niosącymi spółdzielni wiele pożytków; niektóre z nich współtworzyła, jak np. Społeczne Przedsiębiorstwo Budowlane, oparte na zasadach spółdzielczych czy też Szklane Domy – stowarzyszenie wzajemnej pomocy a także Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, Teatrzyk Kukiełkowy Baj. Ściśle współdziałała też z Polskim Towarzystwem Reformy Mieszkaniowej, wydającym bardzo pożyteczne dla szerzenia idei spółdzielczych czasopismo Dom, Osiedle, Mieszkanie.

Cytując na wcześniejszych stronach fragment Ustawy o spółdzielczości z roku 1920, zwróciliśmy uwagę na zdanie mówiące o podniesieniu poziomu kulturalnego członków spółdzielni. Ten fragment ustawy WSM bardzo udanie realizowała w praktyce. Dbałość o mieszkańców wspólnoty WSM-owskiej przejawiała się też w dążeniu do jak najniższych czynszów, co osiągano poprzez rozsądny system kredytowania. Czynsz za mieszkanie 30-metrowe (na osiedlu Rakowiec) sięgał zaledwie 18 złotych.

Dzięki dobremu gospodarowaniu WSM należało do tych nielicznych spółdzielni, które przetrwały bez większych uszczerbków okres wielkiego kryzysu gospodarczego w latach 1930—35, kiedy to rozwój budownictwa spółdzielczego uległ znacznemu zahamowaniu.

Zła sytuacja ekonomiczna zmusiła rząd do zaprzestania w roku 1932 kredytowania budownictwa spółdzielczego. Wymusiło to przerwanie wielu rozpoczętych robót, co naraziło na wielkie straty niemal 60 jednostek spółdzielczych; skalę upadku "mieszkaniówki" najlepiej charakteryzują liczby. W roku 1931 powstały jeszcze 4 spółdzielnie mieszkaniowo-budowlane, w 1932 – 2, a w 1933 – zaledwie jedna. Niewiele tu pomagały działania czysto organizacyjne, choć podejmowano je w nadziei, że gospodarka wkrótce ożyje.

W 1931 roku powołano Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych i Budowlano-Mieszkaniowych mający uprawnienia rewizyjne. Rok 1934 niesie nowelizację Ustawy o spółdzielniach postanawiającą, iż każda nowa spółdzielnia musi uzyskać akcept od związku rewizyjnego, by w ten sposób uniemożliwić tworzenie wspólnot słabiutkich, nie rokujących rozwoju.

Skok rozwojowy przychodzi dopiero w roku 1936, wraz z ożywieniem gospodarczym na świecie i w Polsce. Ale i tak większe inwestycje podejmują zaledwie cztery spółdzielnie: wspomniana już WSM, Chorzowska Spółdzielnia Mieszkaniowa, Robotnicza Spółdzielnia Mieszkaniowa im. J.Moraczewskiego oraz Spółdzielcze Stowarzyszenie Mieszkaniowe Profesorów Uniwersytetu im. J.Piłsudskiego.

Ożywia się też działalność Towarzystwa Osiedli Robotniczych (TOR), które – pozyskując środki z Funduszu Pracy i Państwowego Funduszu Budowlanego – wspomaga nimi zarówno już istniejące, jak i nowo powstałe spółdzielnie.
Propaguje przy tym budowanie mieszkań mniejszych i tańszych, by sprostać potrzebom grupy społecznej najbardziej "głodnej" mieszkań, a więc robotników, drobnych urzędników, niebogatych rzemieślników itp. Tym samym TOR wiąże się coraz częściej ze spółdzielniami lokatorskimi. Kredyty udzielane są na 25 do 50 lat, z rocznym oprocentowaniem 1,5%. Między rokiem 1934 a 1938 skorzystano z tych środków przy budowie 764 mieszkań.

Wszystko to było kroplą w morzu potrzeb, bowiem budownictwo spółdzielcze sięgało ledwie czterech procent całego budownictwa mieszkaniowego w miastach, a według danych na koniec 1937 roku w lokalach spółdzielczych mieszkało tylko osiem dziesiątych procent ludności miast. Jak się to "rozbijało" na oba typy spółdzielni: lokatorski i własnościowy (budowlano-mieszkaniowy)? Oto parę liczb najlepiej to zagadnienie obrazujących.

Dane obejmują okres do 1 stycznia 1938 roku. Działały podówczas 252 spółdzielnie mieszkaniowe zrzeszone w dwóch związkach rewizyjnych oraz 365 niezwiązkowych (z których zaledwie 19% było gospodarczo czynnych). Wśród spółdzielni związkowych 192 były budowlano-mieszkaniowymi, zaś 60 – lokatorskimi. W tych pierwszych na 9 391 członków aż 6 001 to urzędnicy. Robotników było zaledwie 504.
Natomiast w spółdzielniach lokatorskich na 12 484 członków 6 102 było urzędnikami, zaś 3 293 - robotnikami.

Różnice widać też w zasobach mieszkaniowych. Spółdzielnie lokatorskie postawiły 595 domów, budowlano-mieszkaniowe – aż 2 177. Lokatorskie dysponowały 6 115 mieszkaniami, własnościowe – 9 932. Te pierwsze miały 18 495 izb, drugie – 37 789. W obu typach spółdzielni mieszkały ogółem 66 333 osoby; w lokatorskich – 24 130, we własnościowych – 42 203.

Jednak najistotniejsze różnice są widoczne w kosztach budowy. Liczba izb w spółdzielniach własnościowych jest dwa razy wyższa, lecz ogólne koszty ich budowy są wyższe nie dwukrotnie – co byłoby logiczne – ale aż czterokrotnie. Spółdzielnie lokatorskie wydały bowiem 49 milionów złotych, natomiast budowlano-mieszkaniowe aż 205 milionów! Świadczy to niewątpliwie o znacznej różnicy w standardzie mieszkań, ich wielkości i wyposażeniu. Świadczy też o istotnej różnicy w zasobności kieszeni członków obu tych wspólnot mieszkaniowych.

Zaprezentowanie dziejów spółdzielczości mieszkaniowej w okresie międzywojennym nie należy do zadań łatwych. Jak twierdzi znawca tych zagadnień Andrzej Maliszewski w swojej nowatorskiej pracy pt. Ewolucja myśli i społeczno-ekonomiczna rola spółdzielczości mieszkaniowej w Polsce, trudność wynika głównie z następujących przyczyn: "po pierwsze w tym okresie nie przyjmowano jeszcze wspólnego nazewnictwa dla poszczególnych typów spółdzielni, po drugie większość spółdzielni nie była zrzeszona w związki rewizyjne, po trzecie te spółdzielnie, które zrzeszały się w tych związkach, należały do różnych "ideowo" związków, po czwarte wiele spółdzielni było organizacjami elementarnymi, które bądź w ogóle nie podjęły nigdy procesu inwestycyjnego, bądź po jego ukończeniu rozwiązywały się..."

Wydaje się, że jest to spojrzenie ze wszech miar słuszne. Pojmiemy ów nieco dziwny chaos jeszcze głębiej, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że – jak twierdził badacz spółdzielczości Świtalski – "rozwój spółdzielczości mieszkaniowej zaskoczył polski ruch spółdzielczy traktowany jak całość. Ani na I Zjeździe Przewodników Polskiej Kooperacji w Lublinie w 1918 r., ani na II w Poznaniu nie poruszono sprawy spółdzielczości mieszkaniowej, nie zajęła się też nią w pierwszych latach swej działalności Państwowa Rada Spółdzielcza..."

Przez wiele lat dwudziestolecia międzywojennego spółdzielczość mieszkaniowa "miotała" się między rozmaitymi związkami i zrzeszeniami, których szczegółowe przedstawienie nie jest tu możliwe z przyczyny określonej objętości niniejszego opracowania. Stosowny wykaz zaprezentujemy w "Kalendarium".

 

Źródło: www.spoldzielniemieszkaniowe.pl

C.D.N.